Wszyscy biorą pożyczki i kredyty
Kwiecień przyniósł nam nowe kwiatki na łączce wiosennych promocji bankowych
Hasło „pożyczam bo lubię” rozkwitło rok temu, i w jakimś sensie dziś wydaje swe smutne owoce. Wiadomo, że trafiło na podatny grunt. Mamy przecież przysłowie: zastaw się a postaw się. Niestety nie pamiętamy o nauce jaka płynie z odwrócenia tego przysłowia. Czytając na wspak brzmi ono: postaw się (w sytuacji) zastaw(iającego).
Właśnie prasa opublikowała informacje nie tylko o wzroście kosztów kredytów indywidualnych, ale również o prawie milionie osób, które mają świadomość nadchodzących trudności w spłacie własnego kredytu. Również zalegle raty od kredytów wzrosły do sumy 6,2 mld zł, a w Krajowym Rejestrze Długów widnieją nazwiska 150 tysięcy osób.
Reklamy i kampanie marketingowe apelują do irracjonalnej strony naszej duszy. Nawet najbardziej wyrachowany człowiek lubi przecież czasami pomarzyć i chce, by mu przedstawiano, nawet złudne, to jednak możliwości zrealizowania własnych marzeń. W obecnej sytuacji nie chodzi nawet o marzenia. Zdobycie na własność dobra podstawowego, czyli mieszkania, jest możliwe dla większości, właśnie na drodze zaciągania kredytu.
Wymyślne reklamy mają przede wszystkim sprawić, byśmy zauważyli nie tyle sam produkt, co komunikat o nim. Wychodzi się z założenia, że ponieważ kropla drąży skałę, to zawsze ktoś skusi się na oferowany kredyt, gdy zobaczy intrygującą reklamę.
Tej wiosny hasło „pożyczam bo lubię” zostało zastąpione równie odpowiedzialnym „wszyscy biorą”. Wypowiada je nie kto inny tylko John Cleese, komik z „Latającego cyrku Monthy Pythona”. Twórcy reklamy odświeżyli wcześniejszy pomysł promocji banku irlandzkiego. Choć i u nas mieliśmy już próby wykorzystania znanych aktorów i kabaretu dla promocji banków.
Na pierwszy rzut oka to świetny pomysł: popularni aktorzy i komicy z wielkim prawdopodobieństwem przyciągną uwagę i skuszą nowych klientów.
Jednak, gdy się chwilę zastanowimy, pamiętając o wspomnianych problemach ze spłacaniem kredytów, to nie bardzo odpowiedzialne wydaje się w tej sytuacji wybierać kredyt kierując się uśmiechem aktorów czy dowcipami komików. W końcu kredyt, jak widzimy w świetle opublikowanych informacji, to sprawa poważna, jeśli ma się oczywiście zamiar go spłacać.
W etyce biznesu i w modnej koncepcji społecznej odpowiedzialności biznesu (CSR) popularna jest teoria interesariuszy. Głosi ona, że sztuka zarządzania bankiem polega, w miarę możliwości, na uwzględnieniu interesów wszystkich zainteresowanych działalnością instytucji, a więc klientów zaciągających kredyt, jak i korzystających z innych usług bankowych.
Jaka jest u nas praktyka w tym względzie? Wiedzą o tym firmy doradztwa finansowego, które ze względów profesjonalnych muszą czytać teksty napisane drobnym drukiem. Dopiero dzięki zawartym tam informacjom można uzmysłowić sobie cały rodzaj gry, jaką w dalszym ciągu prowadzą nawet najpoważniejsze banki z potencjalnym klientem. Tak wynika przynajmniej z raportu firmy Expander.
Niskie marże, prowizje i darmowe usługi wiążą się z nakładanym na klienta obowiązkiem, jak w przypadku Lukas Banku, korzystania z usług przez pięć lat. Nordea Bank czyni ubezpieczenie obowiązkowym. GE Money Bank daje wprawdzie darmową kartę kredytową, ale po roku pobiera już opłaty. PKO BP w jednej z promocji nalicza oprocentowanie po okresie zbierania depozytów. Kredyt Bank wyznacza próg 100 tys. zł, od którego obowiązuje reklamowana wysokość kredytu. mBank ogłasza możliwość wzięcia kredytu bez prowizji, ale z obowiązkiem ubezpieczenia.
Nie chodzi tu o piętnowanie poszczególnych banków czy wytykanie im nieuczciwości. Chodzi o szersze zjawisko, które dotyka większości firm w dobie turbokapitalizmu. Polega ono na swoistej wewnętrznej dezintegracji, a na zewnątrz, na upodobnieniu własnej strategii działania do innych firm. Każdy z działów spełnia w jak najlepszy sposób swoje zadanie: wprowadza się programy etyczne, wypełnia się, nawet z nawiązką, wymogi społecznej odpowiedzialności (CSR), dział marketingu dobiera skuteczne kampanie reklamowe, firma osiąga dobre wyniki ekonomiczne, a całość jaka jest, każdy widzi: nie zawsze gra fair i narastający problem zadłużenia. Dlatego warto, jak pisał w XVII wieku moralista Geulincx, „choćby tylko kwadrans pochylić się nad zagadnieniami etycznymi” i zadać sobie za kartezjanistą pytania: „Dlaczego robisz to co robisz? Co mi wolno? Jakie działania mogę podjąć?”. Wskazuje on również, że przewidywanie (providentia) wiąże się nie tylko ze sztuką dostrzegania niepowtarzalnych okazji, ale i z odpowiedzią na pytanie: co z naszego działania może wynikać dla nas samych i innych ludzi? Na koniec radzi, że jeśli nie akceptujemy niegodziwości innych to bierzmy pod uwagę, że „zły środek plami najlepszy cel i najlepszy cel nie oczyszcza złego środka”. Może wtedy świat będzie odrobinę lepszy?
Grzegorz Sulczewski
Źródło: Gazeta Bankowa
Komentarze
Zostaw komentarz